Posiłki wegańskie są wypełnione korzystnymi dla nas składnikami odżywczymi oraz mikro- i makroelementami. Jeśli do kogoś argumenty zdrowotne nie trafiają, to może powinien przekonać się, że mogą one być po prostu równie smaczne, jak te, które nazywamy „tradycyjnymi”. Mariusz Budrowski, który od lat promuje zdrową dietę i zdrowy styl życia, przekonuje, że ograniczanie spożycia mięsa to tak naprawdę… żadne wyrzeczenie, a korzyści jest wiele – dla człowieka i dla zwierząt.
Już pod koniec maja Fundacja Viva organizuje „tydzień Wege”, który, jak co roku jest świetną okazją do zmiany życia na lepsze. Mariusz Burdowski, z kanału Odmładzanie na Surowo, chce z tej okazji przypomnieć nieco argumentów za wyborem diety wegańskiej, by wpłynąć na sposób myślenia Polaków. Mam wrażenie, że zbyt często w dyskusji pojawia się tłumaczenie, że jedzenie mięsa i produktów zwierzęcych to nasza tradycja, a rezygnacja z nich to wielkie poświęcenie – takie rozumowanie jest błędne, bo opiera się na zupełnie niejasnych przesłankach – zapewnia Mariusz.
Bogata i różnorodna dieta – źródło zdrowia
Nie jest tak, że Polacy jedzą cokolwiek od zawsze. Wybór warzyw, owoców i orzechów, które lądowały w naszych miskach zmieniał się w historii. Pomidory znamy od czasów królowej Bony, czyli od XVI w., ziemniak w polskiej kuchni obecny jest od ponad 300 lat. Z kolei np. mięso występuje powszechnie w diecie dopiero od drugiej połowy XX w. Fakt, że częściej je się wieprzowinę, a nie wołowinę, to w dużej mierze decyzja polityczna władz PRL. Wcześniej na mięso było stać tylko część społeczeństwa, a reszta… jadła to, co było dostępne. Ówczesne problemy zdrowotne nie wynikały z niedoboru mięsa w diecie, tylko ogólnego braku różnorodności pokarmów – opowiada Mariusz – nie sposób więc mówić o „tradycji jedzenia mięsa” – nawet w Polsce Ludowej nie jadło się go codziennie. Jeśli ktoś teraz serwuje sobie na śniadanie parówki, na obiad schabowe, a na kolacje kanapki z szynką, nie wynika to z przywiązania do odwiecznych zwyczajów i do „kuchni Polskiej”, tylko z jego osobistych preferencji. Tradycyjna kuchnia zawiera w sobie masę potraw bezmięsnych, jarskich, z których można wybierać na co dzień. A jednak np. wybieramy pierogi z mięsem częściej, niż ze szpinakiem, bo posiłek jarski wydaje się niektórym w jakimś stopniu „niepełny”. To także kwestia preferencji, a nie „prawdy o żywieniu”. Już dawno udowodniono, że danie bez produktów zwierzęcych może zaspokoić każdy głód oraz dostarczyć wszystkich potrzebnych składników. Na pewno prędzej da nam zdrowie!
Czy posiłki wegańskie są smaczne?
Wyobraźmy sobie wielki stół, zastawiony małymi miseczkami, pełnymi świeżych warzyw i owoców, past do smarowania, orzechów i olejów tłoczonych na zimno… niech to będą pomidory suszone, chrupiąca rzodkiewka, oliwki, dopiero co przygotowana, dobrze doprawiona pasta z fasoli i intensywny w smaku olej z pestek dyni – ta prosta wizja to najlepsza odpowiedź na pytanie „co wy jecie, jak wy mięsa nie jecie?” – z tym pytaniem styka się wielu wegan, w tym także Mariusz. Jem dużo naprawdę smacznych rzeczy, codziennie to może być coś innego, na co akurat natrafię na bazarku. Tłoczę pyszne soki ze świeżych warzyw i owoców, przygotowuję orzechowe chlebki i naprawdę nie czuję, że mi czegoś brakuje! W rzeczywistości bowiem nasze kubki smakowe reagują na dobre przyprawy, na zioła, na odrobinę soli.
Jeśli dobrze doprawimy nasz wegański posiłek, jeśli będzie on bogaty w nienasycone tłuszcze i wszystko będzie miało odpowiednią konsystencję, to po prostu musi być smacznie.
Rezygnacja z mięsa to żadne wyrzeczenie
Dyskusja między „mięsożercami” a „roślinożercami” trwa od lat. Nawet Ci drudzy często potrafią powiedzieć o tym, że brakuje im mięsa – to zrozumiałe – opowiada Mariusz – błędnie mamy zakodowane, że posiłek mięsny to jakiś lepszy i „bogatszy” posiłek, a przede wszystkim, że to jest norma. Wciąż mówi się o wegańskich „zamiennikach” serów i mięsa. Cały czas odnosimy się więc do jakiegoś stanu normalnego, w którym jedzenie produktów zwierzęcych to standard, a niejedzenie wymaga od nas wysiłku.
W rzeczywistości jednak za taki „stan normalny” moglibyśmy powszechnie uznać taki, w którym prawie nikt serów i mięsa nie je, a w sklepach trzeba by szukać „mięsnych zamienników fasoli” lub „mlecznych zamienników drożdży aktywnych” – wtedy to jedzenie dań ze składnikami pochodzenia zwierzęcego byłoby fanaberią. Wszyscy jedliby posiłki wegańskie od dzieciństwa, więc przyzwyczailiby się do ich smaku, każdy potrafiłby takie dania przygotować i nikomu by w nich nie brakowało niczego odzwierzęcego. Jest to więc po prostu kwestia przyzwyczajenia. Po co mam jeść mięso i nabiał, skoro mogę ich nie jeść? Nic na tym nie tracę, nie szkodzę żadnej tradycji, ani nie pozbawiam potraw smaku. Zyskuję za to zdrowie, służę planecie, ograniczam cierpienie zwierzą i czuję, że podejmuję samodzielną decyzję, oraz biorę za nią pełną odpowiedzialność – podsumowuje Mariusz.