Stranger Things 2 – recenzja

Stranger Things 2 – recenzja

Fot: mat. pras.

Z radością powracam do Hawkins, nawet jeśli wydarzenia tej serii wciągają dosłownie ciut mniej niż w serii pierwszej. Klimat Stranger Things jest wciąż tak samo wciągający.

Jeśli masz powyżej 30 lat, z pewnością poczujesz przy tym serialu ogromną nostalgię. Jeśli lubisz mroczne, ale mądre horrory, w których nie leje się krew, ale strachu jest sporo, z pewnością uzależnisz się od pierwszego odcinka. Jeśli chcesz oglądać genialnych, całkiem nieopatrzonych młodych aktorów, wtedy przepadniesz bez reszty. Niepozorny serial platformy Netflix miał być sentymentalną podróżą przez lata 80., opowieścią o świecie bez Internetu i telefonów komórkowych, jednak pełnym istot o których istnieniu wie niewiele osób. Dzięki mediom społecznościowym i kolportowanym w ekspresowym tempie recenzjom z dnia na dzień stał się światowym fenomenem. Miliony osób mogły docenić prostą historię o tajemniczym, mrocznym świecie, zagraną przez fenomenalnych młodych aktorów, opowiedzianych przez wybitnych twórców. Kwestia serii drugiej była tylko kwestią czasu. Bardzo dobrym ruchem Netflix było wypuszczenie jej w piątek, inaczej podejrzewam wiele osób nie poszłoby następnego dnia do pracy.

Od powrotu Willa ze świata Drugiej Strony minął rok. Życie w Hawkins wydaje się biec normalnym trybem. Grupa przyjaciół od czasu do czasu wspomina jedynie wydarzenia i Nastkę, która – jak się wydaje – na zawsze znikła z ich życia. Will cierpi na halucynacje – wspomnienia z tego co musiał przeżyć, które stara się wyleczyć Dr. Owens, nowy szef laboratorium. Nie mówi jak silne są jego doświadczenia. W Halloween Dustin znajduje w śmietniku coś zupełnie nie z tego świata, staje się jasne, że Druga Strona nie pozwala o sobie zapomnieć.

Jest w tej odsłonie Stranger Things to, co najważniejsze. Jest klimat. Ten wyjątkowy klimat, który osiągają najlepsi filmowcy absolutnie minimalnymi środkami przekazu. Mina bohatera, czy strach grupy, tajemnicza ciemność i skrzypiące drzwi za którymi na pewno kryje się coś złego. Nie ma w tym serialu bezsensownie lejącej się krwi, nie ma rzezi, którą tak kochają wielbiciele topornych, ale legendarnych slasherów. To serial pełen przyjemnych niedopowiedzeń, wywołujący emocje, nawet jeśli już wydaje się nam, że widzieliśmy wszystko. Dobry scenariusz (wsparty świetną muzyką) pozostałby jednak tylko dobrym scenariuszem, gdyby nie obsada tego filmu. Nie ma sensu wymieniać ich po kolei (fenomenalne dzieciaki – doskonali aktorzy), bo wszyscy są doskonali tak jak w serii pierwszej. Pozostaje mi tylko złożyć wielkie wyrazy uznania dla nowej w Stranger Things Sadie Sink, która nie tylko pięknie komponuje się w grupę bohaterów, ale w wielu momentach wychodzi na pierwszy plan opowieści. To film dziecięcych bohaterów, którym towarzyszą doskonali: Winona Ryder i David Harbour, Natalia Dyer i Charlie Heaton. I chociaż pewne rozwiązania wydają się być ciut zbyt łatwe dla bohaterów, serial wciąż pozostaje jedną z lepszych (jeśli nie najlepszą) propozycji telewizyjnych ostatnich lat. Tak samo jak miliony innych ludzi będę z niecierpliwością czekać na sezon 3 i zastanawiać się jak przyjdzie żyć, kiedy serial w końcu się zakończy. To piękna telewizyjna przygoda, niech trwa bez końca.
Marta Czabała

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.